środa, 13 listopada 2013

Tysiąc dni męczarni, czyli... "Tysiąc dni w Wenecji"

Jestem molem książkowym!!! Przed snem, muszę przynajmniej jedną kartkę w książce przeczytać, bo inaczej nie zasnę :P Jakby tego było mało, to jak zacznę czytać książkę, to już muszę ją skończyć, nawet jeśli mi się nie podoba :) No dobra, przez książki Sienkiewicza nie przebrnęłam :P
Jedynie "Quo vadis" przeczytałam jednym tchem, bo ta książka była dobra :)

Moim zdaniem książki można podzielić na dwie kategorie! Albo są dobre, albo złe!
W tych dwóch przeciwstawnych słowach mieszczą się komplementy i zażalenia do książek, mieszczą się książki godne i nie polecenia :)

Dziś o książce o wspaniałym tytule, a okropnej treści, czyli "Tysiąc dni w Wenecji".
Czytając ją tak się męczyłam, że wręcz zmuszałam się, żeby przeczytać codziennie choć jedno zdanie, żeby ją skończyć :P

Opis z tyłu książki, o gorącym romansie, do tego z pięknymi widokami na Wenecję,
jest obiecujący :)  Ale potem, to już prawdziwa masakra!!! Główna bohaterka zachowuje się irracjonalnie i, co mnie najbardziej wkurza, ulega wszystkim dookoła. Ja bardzo nie lubię takich nijakich bohaterek, bo sama nie jestem "ciepłym kluchem" i jakoś nie umiem się wczuć w ich sytuacje, i popierać ich decyzji :)

Podsumowując, to mnie się ta książka bardzo nie podobała!
Ale z drugiej strony, może komuś z Was się spodoba, zostawiam to każdemu do rozważenia ;)

XOXO
L'arancia ;)

Zapomniałam o dodaniu okładki książki, dlatego teraz to nadrabiam ;)

Brak komentarzy: